13 lutego 2015

Historia piąta

 Po pierwszej, a zarazem ostatniej nocy spędzonej z mężczyzną mojego serca jak parszywy tchórz uciekłam z Rzeszowa. Nie mogłam postąpić inaczej po tym jak mnie potraktował. Bolała mnie dusza, bolało serce, które rozpadło się na kawałki. Doskonale zdawał sobie sprawę jak wielką krzywdę wyrządza swoimi słowami. Ból, który wtedy czułam był nie do opisania. Targały mną różne emocje. Złość. Upokorzenie. Wstyd. I miłość. Miłość przede wszystkim. Wiedział o moim uczuciu. Mimo to sprawił, że cierpiałam katusze. Ta miłość zniszczyła mnie psychicznie i fizycznie. Wypalała wnętrze. Odbierała resztki rozumu. Każdy skrawek mojego ciała chciał czuć jego bliskość. Uszy chciały słyszeć jego słowa. Te wypowiedziane na głos i te, które szeptał... Usta chciały dotykać jego ust, dłonie ciała, nozdrza chciały napawać się jego zapachem...
Przymknęłam powieki odtwarzając na nowo pamiętny poranek...

 Obudziło mnie słońce, które wdzierało się do sypialni przez odsłonięte rolety. Nie wiedziałam, co się dzieje. Rzeczywistość, która mnie otaczała była dziwnie zamglona i niejasna. Otworzyłam ociężałe powieki i rozglądnęłam się w poszukiwaniu jakieś wskazówki. Znalazłam ją bardzo szybko. Obok mnie spał mężczyzna moich marzeń, snów, mój ideał, z którym spędziłam poprzednią noc. Szybko wróciły do mnie wydarzenia wczorajszego wieczora... Długa, egzystencjalna rozmowa, alkohol, szum w głowach, pragnienie, pożądanie, namiętność... Spojrzenie jego błękitnych oczu. Pełne, kształtne usta rozchylone w oczekiwaniu. Zmysłowe, umięśnione dłonie o niesamowicie długich palcach. Zapach jego ciała. Bliskość. Pocałunek. Ekstaza. Rozkosz. Żądza. Chore zmysły...
- Ola? - zapytał ze dziwieniem, gdy się obudził. - Między nami do czegoś doszło, prawda?
- Tak... - odpowiedziałam. - Nic nie pamiętasz?
- Pamiętam... Aż za dobrze – mruknął. - Ta noc była błędem, rozumiesz? Nie miało prawa do niej dojść!
- Piotrek... - zaczęłam, ale nie dał mi skończyć.
- Błagam cię, ubierz się i opuść moje mieszkanie... Dobry Boże, co ja najlepszego zrobiłem?!
- Zdradziłeś swoją narzeczoną z sąsiadką? - podsunęłam. Do moich oczu zaczęły napływać łzy. Zadał mi ból, cios prosto w serce. Krzywdził, ranił. Nic sobie z tego nie robił.
- Nie ironizuj! - warknął. - Olka, jesteś tylko i wyłącznie moją sąsiadką, zrozum to! Łączą nas tylko takie stosunki. Nie obchodzi mnie to, że mnie kochasz. Ja kocham swoją narzeczoną, to ona jest dla mnie najważniejsza! Dlatego proszę cię ostatni raz... Wyjdź stąd... - Powiedział spokojnie, nawet na mnie nie patrząc.
Nie miałam siły, by się odezwać. Poczułam się cholernie pusta i wyprana z emocji. Moja dusza umarła. Umysł nie myślał. Serce nie biło, choć nadal kochało...

 Nie chciałam go widzieć, nie chciałam go znać. Próbowałam się od niego odciąć. Nie oglądałam meczy z jego udziałem, nie wchodziłam na strony internetowe o tematyce siatkarskiej, nie przeglądałam sportowych gazet... Jednak, gdyby to było takie proste. Nie łatwo zapomnieć o mężczyźnie, którego pokochało się całym ciałem. Nie łatwo zapomnieć o mężczyźnie, do którego podobna jest moja córka... Tak. Po tamtej nocy opuściłam Rzeszów. Wtedy wydawało mi się, że samotnie. Po kilku miesiącach zorientowałam się, że coś jest nie tak... Obawy okazały się słuszne. Po dziewięciu miesiącach na świat przyszła nasza córka, której nadałam imię Nadia. Pokochałam ją od razu. Była moją małą kruszynką, która jednym spojrzeniem, uśmiechem, zaciśnięciem malutkich paluszków na mojej dłoni potrafiła sprawić, że dzień staje się lepszy. Piotrek nigdy nie dowiedział się o tym, że zaszłam w ciążę. Nie chciałam mu rujnować życia, zwłaszcza po tym, gdy dał mi do zrozumienia, że nic dla niego nie znaczę. Naprawdę próbowałam o nim zapomnieć, ale nie dawałam rady. Nadia miała jego oczy, usta oraz lekko zadarty nosek. Była jego małą, żywą kopią. Gdy patrzyłam na nią widziałam jego. To się nie mogło udać...

 Blisko po roku na parę dni wróciłam do Rzeszowa. Musiałam załatwić kilka ważnych, niedokończonych spraw. Strach paraliżował mnie od środka, gdy z ciężko bijącym sercem wchodziłam do swojego byłego mieszkania. Przez ten cały czas stało puste, jakby miało nadzieję, że kiedyś do niego wrócę... Modliłam się by nie natknąć się na Piotrka i na jego narzeczoną. Chciałam wziąć to, co moje i wyjechać. Jednak los po raz kolejny nie był dla mnie łaskawy. Z chwilą odłożenia jednego z kartonów na korytarz zostałam ogłuszona szaleńczym piskiem.
- Olcia!!! Nie wierzę, że cię widzę! - usłyszałam tak dobrze znany mi głos. Głos narzeczonej mojego ukochanego. - Wróciłaś?!
- Nie - odparłam siląc się na uśmiech. - Wróciłam po kilka rzeczy, których uprzednio nie wzięłam ze sobą. - Zaraz idę...
- Nie wpadniesz nawet na kawę? Piotrek na pewno się ucieszy, zaraz wejdzie na górę... - Mówiła jak nakręcona.
- Z miłą chęcią, ale naprawdę nie mam czasu - powiedziałam. - Może innym razem...
- Wielka szkoda! Tęsknię za tobą, wiesz? Wyjechałaś bez słowa, ślad po tobie zaginął. Martwiliśmy się.
- Naprawdę?
- Tak! Piotrek zgłaszał twoje zaginięcie na policję... Gdybyś go wtedy widziała. Zachowywał się tak jakby to była jego wina... Powinnaś dać nam znać...
- Wiem, przepraszam. Jednak nie myślałam wtedy o tym. Chciałam zniknąć. Tak po prostu, zwyczajnie zniknąć.
- Ktoś cię skrzywdził?
- Powiedzmy... - Zaczęłam, ale nie skończyłam. Mała dała o sobie znać. A tak bardzo chciałam zapobiec temu wydarzeniu, tej chwili...
- Masz dziecko? - Ola zrobiła wielkie oczy. W tym samym momencie na piętro wszedł Piotrek. - Piotrek, widzisz? Boże... Pewnie przez to wtedy wyjechałaś! - Narzeczona Nowakowskiego piszczała z przerażenia, podczas gdy ja całą sobą chłonęłam jego widok. Nic się nie zmienił. Był tak samo przystojny, pociągający, seksowny... Zaczęłam drżeć ze strachu, z przerażenia. Świat, który budowałam po zniknięciu przestał istnieć. Wszystko się posypało. Wpatrywał się we mnie, jakby ducha zobaczył. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Nie mógł pojąć całej tej sytuacji. Tego, że stoję przed nim z dzieckiem w ramionach...
- Dobrze cię widzieć - odezwał się. Kiwnęłam głową i weszłam do mieszkania. Powędrował za mną. Swoją narzeczoną potraktował najbanalniejszym pretekstem. Posłuchała go i zeszła na dół po zakupy. Piotrek zamknął drzwi i spojrzał na mnie. - To moje dziecko, prawda?
- Tak - odpowiedziałam mocniej tuląc małą do siebie. Powoli się uspokajała. - Nie miałeś się o tym dowiedzieć. Nigdy. Nie po tym jak mnie potraktowałeś.
- Ola...
- Dajmy temu spokój, Piotrek. Wyjeżdżam, zapomnij o mnie. Zapomnij o małej. Zapomnij o tym wydarzeniu.
- Czy ty się słyszysz?! Chyba miałem prawo wiedzieć o tym, że zaszłaś w ciążę! Ze mną! Miałem prawo wiedzieć o tym, że jestem ojcem!
- Co by to zmieniło? No, co? Zostawiłbyś dla mnie Olę?
- Nie wiem, co bym zrobił! Wiem, że tamtego poranka zachowałem się jak ostatnia gnida, ale uwierz mi, że żałuję tego! Żałuję każdego słowa, jakie wtedy powiedziałem. Nie byłaś dla mnie tylko sąsiadką, stałaś się kimś więcej! - krzyknął, a moje serce zalała fala ciepła. Czyżby to było możliwe? Możliwe to, że mnie kochał? Tak naprawdę? - Mogę ją potrzymać? - Zapytał, a ja podałam mu naszą córkę w ramionach. Opadłam na krzesło i zaczęłam płakać. Ze wzruszenia. Z bezsilności. Dowiedział się, że mamy córkę. Że jest tatą. Wspaniale prezentował się z Nadią, która tonęła w jego wielkich i delikatnych dłoniach. Wpatrywał się w nią ze łzami w oczach. Był dumny. - Jest taka podobna do mnie... - Zaczął. - Ola... Przepraszam cię. Żadne słowa nie są w stanie oddać tego, co czuję. Od prawie roku nie mogę dojść do siebie, słyszysz? Wciąż czuję się jak w tamtą noc. Czuję ciebie całym sobą. Pamiętam nasz pocałunek, który wszystko zapoczątkował. Naszą rozmowę. Pamiętam twoje gorące spojrzenie, które spotkało się z moim. Pamiętam to jak się wtedy czułaś. Drżałaś. Pragnęłaś więcej, dużo więcej, podobnie jak ja. Czuję twój dotyk. Twoją bliskość, zapach. Twoje usta na moich ustach. Na całym ciele. Pamiętam każdy ruch. Ten delikatny i ten namiętny. Rozkoszuję się tamtą nocą. Tym jak w przypływie rozkoszy krzyczałaś moje imię. Czuję twój ból po słowach, które powiedziałem o poranku... Chyba cię wtedy kochałem, wiesz? Chyba nadal cię kocham. I naszą córkę od momentu, gdy dowiedziałem się, że jest moja, czyli od jakiś piętnastu minut. Wtedy kłamałem. Bo bałem się konsekwencji. Bałem się prawdy. Nie mogłem do siebie dopuścić myśli, że mogłem cię pokochać skoro tkwiłem i nadal tkwię w związku. A potem wyjechałaś. Bez słowa. Uciekłaś. A mój świat przestał istnieć. Wiesz, dlaczego? Bo ciebie w nim nie było. Brakowało mi naszych rozmów, żartów, wygłupów. Brakowało mi twoich oczu, uśmiechu, dołeczków w policzkach. Brakowało mi całej ciebie... A dziś chyba cię odzyskałem. Was odzyskałem...
- Piotrek... - wyjąkałam, gdy skończył mówić. Piotrek... - Podszedł do mnie i zaczął całować moje łzy. Czułam jak kamień, który tkwił w moim wnętrzu, pod wpływem jego gorących ust przestał istnieć. Gładził opuszkami palców moje policzki i uwalniał je spod nadmiaru łez. Głaskał mnie po włosach. Tulił do siebie jak małe bezbronne dziecko. Padliśmy przed sobą, zamknęliśmy się w uścisku miłości. Serca biły w tym samym rytmie, dusze odnalazły siebie na nowo... Dłonie nerwowo przyciskały do siebie drugą osobę. Oddechy mieszały się ze sobą. A ciszę przerywało jedynie słodkie pomrukiwanie naszej córki... - Kocham cię.
- Ja was też - szepnął i pocałował mnie lekko w usta. Uśmiechnęłam się szczerze. Tak mogło być już zawsze...

 I tak było. Po tamtym wydarzeniu Piotrek powiedział prawdę swojej niedoszłej żonie. Były kłótnie, łzy, wyzwiska. Była utracona nadzieja, miłość, uczucie. Ola wyjechała do rodzinnego miasta, a Piotrek odwołał ślub. Nasze nowe początki nie były łatwe. Często traciliśmy wiarę w naszą miłość i nasz związek. Jednak przetrwaliśmy próbę czasu. Potem było nam łatwiej. Na nowo przyzwyczajaliśmy się do siebie, do swoich nawyków, do swojej obecności. Naszą miłość pieczętowała Nadia, która stała się naszym oczkiem w głowie. Nasze serca ponownie odnalazły wspólną drogę. Wierzyliśmy, że nic i nikt nas nie rozdzieli. Nasza miłość będzie żyła wiecznie...