Po
pierwszej, a zarazem ostatniej nocy spędzonej z mężczyzną mojego
serca jak parszywy tchórz uciekłam z Rzeszowa. Nie mogłam postąpić
inaczej po tym jak mnie potraktował. Bolała mnie dusza, bolało
serce, które rozpadło się na kawałki. Doskonale zdawał sobie
sprawę jak wielką krzywdę wyrządza swoimi słowami. Ból, który
wtedy czułam był nie do opisania. Targały mną różne emocje.
Złość. Upokorzenie. Wstyd. I miłość. Miłość przede
wszystkim. Wiedział o moim uczuciu. Mimo to sprawił, że cierpiałam
katusze. Ta miłość zniszczyła mnie psychicznie i fizycznie.
Wypalała wnętrze. Odbierała resztki rozumu. Każdy skrawek mojego
ciała chciał czuć jego bliskość. Uszy chciały słyszeć jego
słowa. Te wypowiedziane na głos i te, które szeptał... Usta
chciały dotykać jego ust, dłonie ciała, nozdrza chciały napawać
się jego zapachem...
Przymknęłam powieki
odtwarzając na nowo pamiętny poranek...
Obudziło
mnie słońce, które wdzierało się do sypialni przez odsłonięte
rolety. Nie wiedziałam, co się dzieje. Rzeczywistość, która mnie
otaczała była dziwnie zamglona i niejasna. Otworzyłam ociężałe
powieki i rozglądnęłam się w poszukiwaniu jakieś wskazówki.
Znalazłam ją bardzo szybko. Obok mnie spał mężczyzna moich
marzeń, snów, mój ideał, z którym spędziłam poprzednią noc.
Szybko wróciły do mnie wydarzenia wczorajszego wieczora... Długa,
egzystencjalna rozmowa, alkohol, szum w głowach, pragnienie,
pożądanie, namiętność... Spojrzenie jego błękitnych oczu.
Pełne, kształtne usta rozchylone w oczekiwaniu. Zmysłowe,
umięśnione dłonie o niesamowicie długich palcach. Zapach jego
ciała. Bliskość. Pocałunek. Ekstaza. Rozkosz. Żądza. Chore
zmysły...
- Ola? - zapytał ze
dziwieniem, gdy się obudził. - Między nami do czegoś doszło,
prawda?
- Tak... - odpowiedziałam.
- Nic nie pamiętasz?
- Pamiętam... Aż za
dobrze – mruknął. - Ta noc była błędem, rozumiesz? Nie miało
prawa do niej dojść!
- Piotrek... - zaczęłam,
ale nie dał mi skończyć.
- Błagam cię, ubierz się
i opuść moje mieszkanie... Dobry Boże, co ja najlepszego
zrobiłem?!
- Zdradziłeś swoją
narzeczoną z sąsiadką? - podsunęłam. Do moich oczu zaczęły
napływać łzy. Zadał mi ból, cios prosto w serce. Krzywdził,
ranił. Nic sobie z tego nie robił.
- Nie ironizuj! - warknął.
- Olka, jesteś tylko i wyłącznie moją sąsiadką, zrozum to!
Łączą nas tylko takie stosunki. Nie obchodzi mnie to, że mnie
kochasz. Ja kocham swoją narzeczoną, to ona jest dla mnie
najważniejsza! Dlatego proszę cię ostatni raz... Wyjdź stąd... -
Powiedział spokojnie, nawet na mnie nie patrząc.
Nie miałam siły, by się
odezwać. Poczułam się cholernie pusta i wyprana z emocji. Moja
dusza umarła. Umysł nie myślał. Serce nie biło, choć nadal
kochało...
Nie
chciałam go widzieć, nie chciałam go znać. Próbowałam się od
niego odciąć. Nie oglądałam meczy z jego udziałem, nie
wchodziłam na strony internetowe o tematyce siatkarskiej, nie
przeglądałam sportowych gazet... Jednak, gdyby to było takie
proste. Nie łatwo zapomnieć o mężczyźnie, którego pokochało
się całym ciałem. Nie łatwo zapomnieć o mężczyźnie, do
którego podobna jest moja córka... Tak. Po tamtej nocy opuściłam
Rzeszów. Wtedy wydawało mi się, że samotnie. Po kilku miesiącach
zorientowałam się, że coś jest nie tak... Obawy okazały się
słuszne. Po dziewięciu miesiącach na świat przyszła nasza córka,
której nadałam imię Nadia. Pokochałam ją od razu. Była moją
małą kruszynką, która jednym spojrzeniem, uśmiechem,
zaciśnięciem malutkich paluszków na mojej dłoni potrafiła
sprawić, że dzień staje się lepszy. Piotrek nigdy nie dowiedział
się o tym, że zaszłam w ciążę. Nie chciałam mu rujnować
życia, zwłaszcza po tym, gdy dał mi do zrozumienia, że nic dla
niego nie znaczę. Naprawdę próbowałam o nim zapomnieć, ale nie
dawałam rady. Nadia miała jego oczy, usta oraz lekko zadarty nosek.
Była jego małą, żywą kopią. Gdy patrzyłam na nią widziałam
jego. To się nie mogło udać...
Blisko
po roku na parę dni wróciłam do Rzeszowa. Musiałam załatwić
kilka ważnych, niedokończonych spraw. Strach paraliżował mnie od
środka, gdy z ciężko bijącym sercem wchodziłam do swojego byłego
mieszkania. Przez ten cały czas stało puste, jakby miało nadzieję,
że kiedyś do niego wrócę... Modliłam się by nie natknąć się
na Piotrka i na jego narzeczoną. Chciałam wziąć to, co moje i
wyjechać. Jednak los po raz kolejny nie był dla mnie łaskawy. Z
chwilą odłożenia jednego z kartonów na korytarz zostałam
ogłuszona szaleńczym piskiem.
- Olcia!!! Nie wierzę, że
cię widzę! - usłyszałam tak dobrze znany mi głos. Głos
narzeczonej mojego ukochanego. - Wróciłaś?!
- Nie - odparłam siląc
się na uśmiech. - Wróciłam po kilka rzeczy, których uprzednio
nie wzięłam ze sobą. - Zaraz idę...
- Nie wpadniesz nawet na
kawę? Piotrek na pewno się ucieszy, zaraz wejdzie na górę... -
Mówiła jak nakręcona.
- Z miłą chęcią, ale
naprawdę nie mam czasu - powiedziałam. - Może innym razem...
- Wielka szkoda! Tęsknię za
tobą, wiesz? Wyjechałaś bez słowa, ślad po tobie zaginął.
Martwiliśmy się.
- Naprawdę?
- Tak! Piotrek zgłaszał
twoje zaginięcie na policję... Gdybyś go wtedy widziała.
Zachowywał się tak jakby to była jego wina... Powinnaś dać nam
znać...
- Wiem, przepraszam. Jednak
nie myślałam wtedy o tym. Chciałam zniknąć. Tak po prostu,
zwyczajnie zniknąć.
- Ktoś cię skrzywdził?
- Powiedzmy... - Zaczęłam,
ale nie skończyłam. Mała dała o sobie znać. A tak bardzo
chciałam zapobiec temu wydarzeniu, tej chwili...
- Masz dziecko? - Ola zrobiła
wielkie oczy. W tym samym momencie na piętro wszedł Piotrek. -
Piotrek, widzisz? Boże... Pewnie przez to wtedy wyjechałaś! -
Narzeczona Nowakowskiego piszczała z przerażenia, podczas gdy ja
całą sobą chłonęłam jego widok. Nic się nie zmienił. Był tak
samo przystojny, pociągający, seksowny... Zaczęłam drżeć ze
strachu, z przerażenia. Świat, który budowałam po zniknięciu
przestał istnieć. Wszystko się posypało. Wpatrywał się we mnie,
jakby ducha zobaczył. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Nie mógł
pojąć całej tej sytuacji. Tego, że stoję przed nim z dzieckiem w
ramionach...
- Dobrze cię widzieć - odezwał się. Kiwnęłam głową i weszłam do mieszkania.
Powędrował za mną. Swoją narzeczoną potraktował
najbanalniejszym pretekstem. Posłuchała go i zeszła na dół po
zakupy. Piotrek zamknął drzwi i spojrzał na mnie. - To moje
dziecko, prawda?
- Tak - odpowiedziałam
mocniej tuląc małą do siebie. Powoli się uspokajała. - Nie
miałeś się o tym dowiedzieć. Nigdy. Nie po tym jak mnie
potraktowałeś.
- Ola...
- Dajmy temu spokój,
Piotrek. Wyjeżdżam, zapomnij o mnie. Zapomnij o małej. Zapomnij o
tym wydarzeniu.
- Czy ty się słyszysz?!
Chyba miałem prawo wiedzieć o tym, że zaszłaś w ciążę! Ze
mną! Miałem prawo wiedzieć o tym, że jestem ojcem!
- Co by to zmieniło? No, co?
Zostawiłbyś dla mnie Olę?
- Nie wiem, co bym zrobił!
Wiem, że tamtego poranka zachowałem się jak ostatnia gnida, ale
uwierz mi, że żałuję tego! Żałuję każdego słowa, jakie wtedy
powiedziałem. Nie byłaś dla mnie tylko sąsiadką, stałaś się
kimś więcej! - krzyknął, a moje serce zalała fala ciepła.
Czyżby to było możliwe? Możliwe to, że mnie kochał? Tak
naprawdę? - Mogę ją potrzymać? - Zapytał, a ja podałam mu naszą
córkę w ramionach. Opadłam na krzesło i zaczęłam płakać. Ze
wzruszenia. Z bezsilności. Dowiedział się, że mamy córkę. Że
jest tatą. Wspaniale prezentował się z Nadią, która tonęła w
jego wielkich i delikatnych dłoniach. Wpatrywał się w nią ze
łzami w oczach. Był dumny. - Jest taka podobna do mnie... - Zaczął.
- Ola... Przepraszam cię. Żadne słowa nie są w stanie oddać
tego, co czuję. Od prawie roku nie mogę dojść do siebie,
słyszysz? Wciąż czuję się jak w tamtą noc. Czuję ciebie całym
sobą. Pamiętam nasz pocałunek, który wszystko zapoczątkował.
Naszą rozmowę. Pamiętam twoje gorące spojrzenie, które spotkało
się z moim. Pamiętam to jak się wtedy czułaś. Drżałaś.
Pragnęłaś więcej, dużo więcej, podobnie jak ja. Czuję twój
dotyk. Twoją bliskość, zapach. Twoje usta na moich ustach. Na
całym ciele. Pamiętam każdy ruch. Ten delikatny i ten namiętny.
Rozkoszuję się tamtą nocą. Tym jak w przypływie rozkoszy
krzyczałaś moje imię. Czuję twój ból po słowach, które
powiedziałem o poranku... Chyba cię wtedy kochałem, wiesz? Chyba
nadal cię kocham. I naszą córkę od momentu, gdy dowiedziałem
się, że jest moja, czyli od jakiś piętnastu minut. Wtedy
kłamałem. Bo bałem się konsekwencji. Bałem się prawdy. Nie
mogłem do siebie dopuścić myśli, że mogłem cię pokochać skoro
tkwiłem i nadal tkwię w związku. A potem wyjechałaś. Bez słowa.
Uciekłaś. A mój świat przestał istnieć. Wiesz, dlaczego? Bo
ciebie w nim nie było. Brakowało mi naszych rozmów, żartów,
wygłupów. Brakowało mi twoich oczu, uśmiechu, dołeczków w
policzkach. Brakowało mi całej ciebie... A dziś chyba cię
odzyskałem. Was odzyskałem...
- Piotrek... - wyjąkałam,
gdy skończył mówić. Piotrek... - Podszedł do mnie i zaczął
całować moje łzy. Czułam jak kamień, który tkwił w moim
wnętrzu, pod wpływem jego gorących ust przestał istnieć. Gładził
opuszkami palców moje policzki i uwalniał je spod nadmiaru łez.
Głaskał mnie po włosach. Tulił do siebie jak małe bezbronne
dziecko. Padliśmy przed sobą, zamknęliśmy się w uścisku
miłości. Serca biły w tym samym rytmie, dusze odnalazły siebie na
nowo... Dłonie nerwowo przyciskały do siebie drugą osobę. Oddechy
mieszały się ze sobą. A ciszę przerywało jedynie słodkie
pomrukiwanie naszej córki... - Kocham cię.
- Ja was też - szepnął i
pocałował mnie lekko w usta. Uśmiechnęłam się szczerze. Tak
mogło być już zawsze...
I
tak było. Po tamtym wydarzeniu Piotrek powiedział prawdę swojej
niedoszłej żonie. Były kłótnie, łzy, wyzwiska. Była utracona
nadzieja, miłość, uczucie. Ola wyjechała do rodzinnego miasta, a
Piotrek odwołał ślub. Nasze nowe początki nie były łatwe.
Często traciliśmy wiarę w naszą miłość i nasz związek. Jednak
przetrwaliśmy próbę czasu. Potem było nam łatwiej. Na nowo
przyzwyczajaliśmy się do siebie, do swoich nawyków, do swojej
obecności. Naszą miłość pieczętowała Nadia, która stała się
naszym oczkiem w głowie. Nasze serca ponownie odnalazły wspólną
drogę. Wierzyliśmy, że nic i nikt nas nie rozdzieli. Nasza miłość
będzie żyła wiecznie...