Byliśmy
małżeństwem przez sześć lat. Ślub wzięliśmy w 2008 roku w
bardzo młodym wieku. Ja miałam 20, a na 21 lat. Kochaliśmy się do
szaleństwa, nie przejmowaliśmy się opinią innych. Po prostu
byliśmy szczęśliwi. Szczęśliwi i młodzi, pełni pasji oraz
marzeń. On zaczynał karierę siatkarza, ja byłam na pierwszym roku
studiów. Mieszkaliśmy w Częstochowie. Na każdym kroku
potrafiliśmy wspierać siebie nawzajem. Po przegranych meczach
próbowałam podnieść go na duchu, wspierałam jak tylko umiałam,
dopingowałam go na meczach i kibicowałam całej drużynie ze
wszystkich sił. On pomagał mi z nauką mimo że był zajęty
treningami oraz meczami. Przepytywał partii materiału, pokazał
kilka sztuczek, a przed każdym egzaminem przynosił mi śniadanie do
łóżka i odwoził na uczelnią życząc mi powodzenia. Możliwe, że
były to błahe i najprostsze gesty, ale wywoływały uśmiech na
naszych twarzach. W końcu na tym opiera się małżeństwo. Na
wsparciu, zaufaniu, miłości...
Wtedy wydawało nam się, że
nasza miłość przetrwa całe życie. Tak się jednak nie
stało... Głównie z mojej winy. Jego kariera nabrała tempa, szybko
stał się podstawowym zawodnikiem w klubie oraz w reprezentacji.
Cieszyłam się jego sukcesami, bo to również były moje sukcesy.
On gratulował mi pomyślnie zdanej sesji, obronieniu licencjata...
W 2011 roku
przeprowadziliśmy się do Rzeszowa, ponieważ Piotrek zdecydował
się na grę w tutejszym klubie. Dostaliśmy piękne mieszkanie,
szybko się zaaklimatyzowaliśmy. Ja na ostatnie dwa lata, czyli na
magisterkę przeniosłam się na Uniwersytet Rzeszowski. Byleby być
z nim. Jednak po pewnym czasie
wszystko zaczęło się psuć. Piotrek pragnął dzieci. Chciał być
tatą. Chciał patrzeć jak raczkują, wymawiają swoje pierwsze
słowa, jak dorastają. A ja nie byłam na to gotowa, nie chciałam
ich, kiedy jeszcze studiowałam i nie chciałam, gdy ukończyłam
studia z wyróżnieniem, ponieważ od razu dzięki wysokim wynikom
znalazłam pracę w zawodzie. Ważniejsza była dla mnie kariera. A
on nie mógł tego zrozumieć. Teraz już wiem, że popełnił błąd.
Po wielu kłótniach, łzach, ostrych słowach wspólnie podjęliśmy
decyzję o rozwodzie. On miał prawo mieć dzieci. W końcu po to
wiązał się ze mną na całe życie. Ja miałam inne plany. W
sądzie odbyła się tylko jedna rozprawa za porozumieniem stron. Tym
samym w ciągu paru godzin przekreśliliśmy trwające sześć lat
małżeństwo...
Od
tych wydarzeń minęły dwa lata. Wyprowadziłam się z Rzeszowa na
drugi koniec Polski. Zgodnie stwierdziliśmy, że nie będziemy
utrzymywać ze sobą kontaktów. To zabawne, bo kiedyś byliśmy
gotowi oddać życie za drugą osobę...
Byłam atrakcyjną 28- latką
cały czas robiącą karierę w biznesie. Niejeden mężczyzna
próbował zawrócić mi w głowie, ale odprawiałam ich z kwitkiem
cały czas wspominając nieudane małżeństwo z Nowakowskim. Może
to wydać się głupie, ale czasami za nim tęskniłam. Za wszystkim.
Za przynoszeniem śniadań do łóżka, za chodzeniem w piżamie cały
dzień, gdy mieliśmy wolne i nic nie musieliśmy robić. Tęskniłam
za jego oczami, które patrzyły na mnie z miłością, za ponętnymi
ustami składającymi pocałunki na całym moim ciele, za dłońmi,
którymi rozpalał mnie całą. Tęskniłam za silnymi ramionami, w
których odnajdowałam bezpieczeństwo. Ale wiem, że tęsknię za
tym wyłącznie z mojej winy. Przecież to ja nie byłam gotowa na
macierzyństwo...
Poczułam cholerną
zazdrość, gdy dowiedziałam się, że znalazł sobie inną kobietę.
Byłam wściekła, kiedy przeczytałam radosną nowinę o tym, że
wkrótce zostanie tatą. Jednak miał do tego prawo. Miał prawo być
szczęśliwy.
Tydzień
temu pojawiłam się w Warszawie. Miałam do załatwienia bardzo
ważne sprawy biznesowe. Natknęłam się wtedy na naszego znajomego,
z którym przegadałam chyba trzy godziny. W międzyczasie zaprosił
mnie na imprezę. Miała się odbyć w sobotę, więc stwierdziłam,
że pójdę. Do domu wracałam w poniedziałek. Nic nie stawało mi
na drodze do tego by zaszaleć. Nie chciałam się do tego przyznać,
ale zaczynała doskwierać mi samotność, dlatego postanowiłam
nawiązać bliższy kontakt z kimś, kto okaże się dla mnie
interesujący. Zrobiłam się na bóstwo i mogłam podbijać świat.
Z uśmiechem na ustach wysiadłam z taksówki i dostojnym krokiem
ruszyłam w stronę klubu. Zostawiłam płaszcz w szatni i udałam
się na salę główną w celu przywitania się z przyjacielem.
- Aleksandra nareszcie
jesteś! - zaśmiał się i pocałował mnie w oba policzki. - Nie
uwierzysz, kto tutaj jest!
- Pewnie nie zgadnę, więc
będziesz musiał mi powiedzieć - zaśmiałam się, a on gestem ręki
przywołał kogoś do siebie.
- Olka? - usłyszałam tak
dobrze znany mi głos i zdrętwiałam. Piotrek, mój były mąż
właśnie stoi przede mną we własnej osobie. Nadal był niezwykle
atrakcyjny, pociągający i seksowny.
- Cześć - powiedziałam
siląc się na uśmiech. Niepewnie odwzajemnił mój gest podając
kieliszek szampana. Całą zawartość wypiłam duszkiem.
- To ja was zostawię - odezwał się Michał i zniknął w tłumie. Zapewne po to, by
bajerować jakieś dziewczyny.
- Co u ciebie? - zapytał
Piotrek lustrując mnie wzrokiem. Na jego usta wpłynął tak dobrze
znany mi uśmiech. - Nic się nie zmieniłaś, nadal piękna,
zjawiskowa i pociągająca.
Zarumieniłam się lekko na
jego słowa, ale odpowiedziałam.
- U mnie wszystko w porządku.
Nadal siedzę w biznesie po uszy, kształcę się, zdobywam cenne
doświadczenie.
- Sama? Czy z kimś?
- Sama... Ale wiem, że ty
niedługo zostaniesz ojcem! Gratulacje. Masz to, czego ja nie
chciałam ci dać - jęknęłam.
- Tak... Ale dajmy teraz temu
spokój. Zatańczysz?
- Z tobą zawsze!
Objął mnie ramieniem i
ruszyliśmy na parkiet.
Tańcząc
z byłą żoną wspominałem wszystkie chwile, które spędziliśmy
razem. I te podczas trwania naszego małżeństwa i te wcześniejsze,
gdy się poznawaliśmy. Zawsze była dla mnie piękną kobietą, a
teraz dojrzała jeszcze bardziej. Nie widzieliśmy się dwa
lata... Jednak nie zapomniałem o jej pięknych, dużych oczach,
miękkich wargach, delikatnych dłoniach... Mimo tego, że znalazłem
sobie dziewczynę, która znała moją sytuację i mimo tego, że
niedługo zostanę ojcem czasami łapałem się na tym, że zbyt
często myślę o Oli. Tak szybko wyzbyliśmy się uczuć,
zapomnieliśmy, a może udawaliśmy, że pamiętamy o miłości,
która nas połączyła. Teraz jesteśmy dwojgiem zupełnie obcych
sobie ludzi...
Z szybkiego tańca, w którym
obserwowałem jej kocie ruchy, piosenka zmieniła się na wolniejszą.
Zarzuciła mi ręce na szyję wdychając moje perfumy, a ja oplotłem
ją rękami w tali... I wtedy obudziło się we mnie pożądanie.
Nie
wiem, kiedy, nie wiem jak, ale dość szybko znaleźliśmy się w
łazience zatracając się w sobie nawzajem. Usta wyprawiały to, co
chciały, całowały każdy skrawek spoconych już ciał, ręce
pozbywały się ubrań... Było tak jak dawniej. Wzajemne pożądanie
jednak nie wygasło...
Po
wszystkim nie mogliśmy spojrzeć sobie w oczy. Po cichu ubraliśmy
się, a ja nawet się nie pożegnawszy opuściłam łazienkę, a
następnie cały klub. Nim się zorientowałam zaczęłam płakać
jak małe dziecko. Czułam, że łzy rozmazały mi cały makijaż,
ale nie to było w tej chwili ważne. Byłam podła. Jak mogłam do
tego dopuścić? To się w głowie nie mieści! Czym prędzej
dotarłam do hotelu, w którym się zatrzymałam, spakowałam rzeczy
i udałam się na dworzec. Chyba szczęście się do mnie
uśmiechnęło, bo udało mi się zdążyć na ostatni pociąg do
Kołobrzegu. Wiem jedno. Muszę o tym jak najszybciej zapomnieć!
Od
tamtego czasu nie kontaktowałam się z żadnymi znajomymi. Piotrek
dzwonił parę razy, ale odrzucałam wszystkie połączenia. Co niby
chciał mi powiedzieć? Przepraszam? Żałuję? Zapomnijmy o tym? Ja
próbowałam, ale próby okazały się bezskuteczne. To już nawet
nie chodzi o to, że uprawiałam z nim seks, ale on ma dziewczynę!
Dziewczynę, którą chyba kocha i która oczekuje jego dziecka!
Musiałam wziąć się w garść. Jak najszybciej. Oddać się w wir
pracy, nawiązać nowe kontakty, całkowicie odciąć się od
Nowakowskiego i żyć w przekonaniu, że jest szczęśliwy...
Moje
plany legły w gruzach. Przed chwilą dowiedziałam się, że jestem
w trzecim miesiącu ciąży. Nie wiedziałam, czy mam się śmiać,
czy płakać. Po codziennych mdłościach, spóźniającym się
okresie poczułam, że coś jest nie tak. Nie wiem, co mnie
podkusiło, ale poszłam do apteki po test ciążowy. Okazał się
być pozytywny... Nie zwlekałam tylko umówiłam się na wizytę.
Badania również ukazały, że spodziewam się dziecka...
To śmieszne! Paradoks
życia... Spodziewam się dziecka mojego byłego męża. Jednak w
ciążę nie zaszłam podczas trwania naszego małżeństwa, tylko
dwa lata po rozwodzie. Postanowiłam, że je urodzę i wychowam
najlepiej jak będę potrafiła. A Piotrek? Może kiedyś się dowie,
że jednak ma dziecko z kobietą, z którą pragnął go mieć...
****
Witam ;*
Wiem, że trochę czasu minęło odkąd opublikowałam historię trzecią, ale lenistwo mnie dopadło. Miałam i nadal mam pomysły w głowie, niektóre są rozpisane, ale nie miałam chęci. Nie wiem, czym to było spowodowane. Może moimi trochę pokręconymi sprawami osobistymi :D
Dziś też taka nie za bardzo szczęśliwa, ale miałam taki kaprys ^^ Ale następna będzie z innym zakończeniem, także się nie bójce ;)
Chyba tyle ode mnie ^^
Pozdrawiam ;*
Oj tam niezbyt szczęśliwa. On się dowie, będą z powrotem razem i już. Tylko tego drugiego dzieciątka byłoby wtedy szkoda. A tak całkiem poważnie troszkę taka sytuacja bez wyjścia, ale z drugiej strony lepiej, żeby choć jedna rodzina była szczęśliwa...
OdpowiedzUsuńWybaczam ci już te zakończenia :) Pisz jakie uważasz za stosowne ;)
OdpowiedzUsuńW życiu nie zawsze jest kolorowo, jak widać na załączonym obrazku. Rozwiedli się, ale nadal coś do siebie czuli. Myślę, że Ola zmieni zdanie, gdy dziecko będzie w jej brzuchu przez te ciążowe miesiące :)
Pozdrawiam
Ironia losu, chciałoby się powiedzieć;) I doskonały dowód na to, że nie da się zaplanować życia w najdrobniejszych szczegółach, bo wtedy zawsze przychodzi chwila zapomnienia, która skutkuje poważnie;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
[kignaczak]
SERDECZNIE ZAPRASZAM NA NOWE ROZDZIAŁY:
OdpowiedzUsuńhttp://magical-return.blogspot.com/
http://true-love-changes-everything.blogspot.com/