14 sierpnia 2013

Historia czwarta

 Byliśmy małżeństwem przez sześć lat. Ślub wzięliśmy w 2008 roku w bardzo młodym wieku. Ja miałam 20, a na 21 lat. Kochaliśmy się do szaleństwa, nie przejmowaliśmy się opinią innych. Po prostu byliśmy szczęśliwi. Szczęśliwi i młodzi, pełni pasji oraz marzeń. On zaczynał karierę siatkarza, ja byłam na pierwszym roku studiów. Mieszkaliśmy w Częstochowie. Na każdym kroku potrafiliśmy wspierać siebie nawzajem. Po przegranych meczach próbowałam podnieść go na duchu, wspierałam jak tylko umiałam, dopingowałam go na meczach i kibicowałam całej drużynie ze wszystkich sił. On pomagał mi z nauką mimo że był zajęty treningami oraz meczami. Przepytywał partii materiału, pokazał kilka sztuczek, a przed każdym egzaminem przynosił mi śniadanie do łóżka i odwoził na uczelnią życząc mi powodzenia. Możliwe, że były to błahe i najprostsze gesty, ale wywoływały uśmiech na naszych twarzach. W końcu na tym opiera się małżeństwo. Na wsparciu, zaufaniu, miłości...
Wtedy wydawało nam się, że nasza miłość przetrwa całe życie. Tak się jednak nie stało... Głównie z mojej winy. Jego kariera nabrała tempa, szybko stał się podstawowym zawodnikiem w klubie oraz w reprezentacji. Cieszyłam się jego sukcesami, bo to również były moje sukcesy. On gratulował mi pomyślnie zdanej sesji, obronieniu licencjata...
W 2011 roku przeprowadziliśmy się do Rzeszowa, ponieważ Piotrek zdecydował się na grę w tutejszym klubie. Dostaliśmy piękne mieszkanie, szybko się zaaklimatyzowaliśmy. Ja na ostatnie dwa lata, czyli na magisterkę przeniosłam się na Uniwersytet Rzeszowski. Byleby być z nim. Jednak po pewnym czasie wszystko zaczęło się psuć. Piotrek pragnął dzieci. Chciał być tatą. Chciał patrzeć jak raczkują, wymawiają swoje pierwsze słowa, jak dorastają. A ja nie byłam na to gotowa, nie chciałam ich, kiedy jeszcze studiowałam i nie chciałam, gdy ukończyłam studia z wyróżnieniem, ponieważ od razu dzięki wysokim wynikom znalazłam pracę w zawodzie. Ważniejsza była dla mnie kariera. A on nie mógł tego zrozumieć. Teraz już wiem, że popełnił błąd. Po wielu kłótniach, łzach, ostrych słowach wspólnie podjęliśmy decyzję o rozwodzie. On miał prawo mieć dzieci. W końcu po to wiązał się ze mną na całe życie. Ja miałam inne plany. W sądzie odbyła się tylko jedna rozprawa za porozumieniem stron. Tym samym w ciągu paru godzin przekreśliliśmy trwające sześć lat małżeństwo...

 Od tych wydarzeń minęły dwa lata. Wyprowadziłam się z Rzeszowa na drugi koniec Polski. Zgodnie stwierdziliśmy, że nie będziemy utrzymywać ze sobą kontaktów. To zabawne, bo kiedyś byliśmy gotowi oddać życie za drugą osobę...
Byłam atrakcyjną 28- latką cały czas robiącą karierę w biznesie. Niejeden mężczyzna próbował zawrócić mi w głowie, ale odprawiałam ich z kwitkiem cały czas wspominając nieudane małżeństwo z Nowakowskim. Może to wydać się głupie, ale czasami za nim tęskniłam. Za wszystkim. Za przynoszeniem śniadań do łóżka, za chodzeniem w piżamie cały dzień, gdy mieliśmy wolne i nic nie musieliśmy robić. Tęskniłam za jego oczami, które patrzyły na mnie z miłością, za ponętnymi ustami składającymi pocałunki na całym moim ciele, za dłońmi, którymi rozpalał mnie całą. Tęskniłam za silnymi ramionami, w których odnajdowałam bezpieczeństwo. Ale wiem, że tęsknię za tym wyłącznie z mojej winy. Przecież to ja nie byłam gotowa na macierzyństwo...
Poczułam cholerną zazdrość, gdy dowiedziałam się, że znalazł sobie inną kobietę. Byłam wściekła, kiedy przeczytałam radosną nowinę o tym, że wkrótce zostanie tatą. Jednak miał do tego prawo. Miał prawo być szczęśliwy.

 Tydzień temu pojawiłam się w Warszawie. Miałam do załatwienia bardzo ważne sprawy biznesowe. Natknęłam się wtedy na naszego znajomego, z którym przegadałam chyba trzy godziny. W międzyczasie zaprosił mnie na imprezę. Miała się odbyć w sobotę, więc stwierdziłam, że pójdę. Do domu wracałam w poniedziałek. Nic nie stawało mi na drodze do tego by zaszaleć. Nie chciałam się do tego przyznać, ale zaczynała doskwierać mi samotność, dlatego postanowiłam nawiązać bliższy kontakt z kimś, kto okaże się dla mnie interesujący. Zrobiłam się na bóstwo i mogłam podbijać świat. Z uśmiechem na ustach wysiadłam z taksówki i dostojnym krokiem ruszyłam w stronę klubu. Zostawiłam płaszcz w szatni i udałam się na salę główną w celu przywitania się z przyjacielem.
- Aleksandra nareszcie jesteś! - zaśmiał się i pocałował mnie w oba policzki. - Nie uwierzysz, kto tutaj jest!
- Pewnie nie zgadnę, więc będziesz musiał mi powiedzieć - zaśmiałam się, a on gestem ręki przywołał kogoś do siebie.
- Olka? - usłyszałam tak dobrze znany mi głos i zdrętwiałam. Piotrek, mój były mąż właśnie stoi przede mną we własnej osobie. Nadal był niezwykle atrakcyjny, pociągający i seksowny.
- Cześć - powiedziałam siląc się na uśmiech. Niepewnie odwzajemnił mój gest podając kieliszek szampana. Całą zawartość wypiłam duszkiem.
- To ja was zostawię - odezwał się Michał i zniknął w tłumie. Zapewne po to, by bajerować jakieś dziewczyny.
- Co u ciebie? - zapytał Piotrek lustrując mnie wzrokiem. Na jego usta wpłynął tak dobrze znany mi uśmiech. - Nic się nie zmieniłaś, nadal piękna, zjawiskowa i pociągająca.
Zarumieniłam się lekko na jego słowa, ale odpowiedziałam.
- U mnie wszystko w porządku. Nadal siedzę w biznesie po uszy, kształcę się, zdobywam cenne doświadczenie.
- Sama? Czy z kimś?
- Sama... Ale wiem, że ty niedługo zostaniesz ojcem! Gratulacje. Masz to, czego ja nie chciałam ci dać - jęknęłam.
- Tak... Ale dajmy teraz temu spokój. Zatańczysz?
- Z tobą zawsze!
Objął mnie ramieniem i ruszyliśmy na parkiet.

 Tańcząc z byłą żoną wspominałem wszystkie chwile, które spędziliśmy razem. I te podczas trwania naszego małżeństwa i te wcześniejsze, gdy się poznawaliśmy. Zawsze była dla mnie piękną kobietą, a teraz dojrzała jeszcze bardziej. Nie widzieliśmy się dwa lata... Jednak nie zapomniałem o jej pięknych, dużych oczach, miękkich wargach, delikatnych dłoniach... Mimo tego, że znalazłem sobie dziewczynę, która znała moją sytuację i mimo tego, że niedługo zostanę ojcem czasami łapałem się na tym, że zbyt często myślę o Oli. Tak szybko wyzbyliśmy się uczuć, zapomnieliśmy, a może udawaliśmy, że pamiętamy o miłości, która nas połączyła. Teraz jesteśmy dwojgiem zupełnie obcych sobie ludzi...
Z szybkiego tańca, w którym obserwowałem jej kocie ruchy, piosenka zmieniła się na wolniejszą. Zarzuciła mi ręce na szyję wdychając moje perfumy, a ja oplotłem ją rękami w tali... I wtedy obudziło się we mnie pożądanie.

 Nie wiem, kiedy, nie wiem jak, ale dość szybko znaleźliśmy się w łazience zatracając się w sobie nawzajem. Usta wyprawiały to, co chciały, całowały każdy skrawek spoconych już ciał, ręce pozbywały się ubrań... Było tak jak dawniej. Wzajemne pożądanie jednak nie wygasło...

 Po wszystkim nie mogliśmy spojrzeć sobie w oczy. Po cichu ubraliśmy się, a ja nawet się nie pożegnawszy opuściłam łazienkę, a następnie cały klub. Nim się zorientowałam zaczęłam płakać jak małe dziecko. Czułam, że łzy rozmazały mi cały makijaż, ale nie to było w tej chwili ważne. Byłam podła. Jak mogłam do tego dopuścić? To się w głowie nie mieści! Czym prędzej dotarłam do hotelu, w którym się zatrzymałam, spakowałam rzeczy i udałam się na dworzec. Chyba szczęście się do mnie uśmiechnęło, bo udało mi się zdążyć na ostatni pociąg do Kołobrzegu. Wiem jedno. Muszę o tym jak najszybciej zapomnieć!

 Od tamtego czasu nie kontaktowałam się z żadnymi znajomymi. Piotrek dzwonił parę razy, ale odrzucałam wszystkie połączenia. Co niby chciał mi powiedzieć? Przepraszam? Żałuję? Zapomnijmy o tym? Ja próbowałam, ale próby okazały się bezskuteczne. To już nawet nie chodzi o to, że uprawiałam z nim seks, ale on ma dziewczynę! Dziewczynę, którą chyba kocha i która oczekuje jego dziecka! Musiałam wziąć się w garść. Jak najszybciej. Oddać się w wir pracy, nawiązać nowe kontakty, całkowicie odciąć się od Nowakowskiego i żyć w przekonaniu, że jest szczęśliwy...

 Moje plany legły w gruzach. Przed chwilą dowiedziałam się, że jestem w trzecim miesiącu ciąży. Nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać. Po codziennych mdłościach, spóźniającym się okresie poczułam, że coś jest nie tak. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale poszłam do apteki po test ciążowy. Okazał się być pozytywny... Nie zwlekałam tylko umówiłam się na wizytę. Badania również ukazały, że spodziewam się dziecka...

 To śmieszne! Paradoks życia... Spodziewam się dziecka mojego byłego męża. Jednak w ciążę nie zaszłam podczas trwania naszego małżeństwa, tylko dwa lata po rozwodzie. Postanowiłam, że je urodzę i wychowam najlepiej jak będę potrafiła. A Piotrek? Może kiedyś się dowie, że jednak ma dziecko z kobietą, z którą pragnął go mieć...



****

Witam ;*

Wiem, że trochę czasu minęło odkąd opublikowałam historię trzecią, ale lenistwo mnie dopadło. Miałam i nadal mam pomysły w głowie, niektóre są rozpisane, ale nie miałam chęci. Nie wiem, czym to było spowodowane. Może moimi trochę pokręconymi sprawami osobistymi :D 

Dziś też taka nie za bardzo szczęśliwa, ale miałam taki kaprys ^^ Ale następna będzie z innym zakończeniem, także się nie bójce ;) 
Chyba tyle ode mnie ^^

Pozdrawiam ;* 

4 komentarze:

  1. Oj tam niezbyt szczęśliwa. On się dowie, będą z powrotem razem i już. Tylko tego drugiego dzieciątka byłoby wtedy szkoda. A tak całkiem poważnie troszkę taka sytuacja bez wyjścia, ale z drugiej strony lepiej, żeby choć jedna rodzina była szczęśliwa...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybaczam ci już te zakończenia :) Pisz jakie uważasz za stosowne ;)
    W życiu nie zawsze jest kolorowo, jak widać na załączonym obrazku. Rozwiedli się, ale nadal coś do siebie czuli. Myślę, że Ola zmieni zdanie, gdy dziecko będzie w jej brzuchu przez te ciążowe miesiące :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ironia losu, chciałoby się powiedzieć;) I doskonały dowód na to, że nie da się zaplanować życia w najdrobniejszych szczegółach, bo wtedy zawsze przychodzi chwila zapomnienia, która skutkuje poważnie;)
    Pozdrawiam.
    [kignaczak]

    OdpowiedzUsuń
  4. SERDECZNIE ZAPRASZAM NA NOWE ROZDZIAŁY:
    http://magical-return.blogspot.com/
    http://true-love-changes-everything.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń