Oglądając
zdjęcia z jego ślubu czułam się tak jakbym przegrała życie. W
tym momencie wszystko straciło dla mnie najmniejszy sens. Po raz
kolejny... On ułożył sobie życie, znalazł kobietę, która
spodziewa się jego dziecka. A ja? Byłam sama jak palec. Od momentu
naszego rozstania minęły długie cztery lata. Mimo upływu czasu
nie potrafiłam wymazać go z pamięci. Wydawało mi się, że on
jest przy mnie, codziennie rano budzi mnie pocałunkiem, tuli mnie do
snu... Chwile, które spędziliśmy razem wryły się w głęboko w
moje serce. Może to głupie, ale cały czas widziałam jego oczy,
które wpatrywały się w moje, czułam dotyk i smak jego ponętnych
ust, dotyk dłoni... Nie mogłam tego znieść. On nadzwyczaj szybko
uporał się z tragedią, którą razem przeżyliśmy. Byliśmy razem
trzy lata. W tym czasie zdążyliśmy się pokochać, kłócić,
rozstać i wrócić do siebie. Jednak nie potrafiliśmy wziąć się
w garść po tym, co nas spotkało. Ja płakałam w dzień i w nocy.
Nie przejawiałam ochoty do rozmów, do przebywania w jego obecności.
Odsuwałam się od niego. Wiedziałam to, jednak nic nie mogłam z
tym zrobić. On próbował do mnie dotrzeć, ale stracił
cierpliwość. Emocje wyładowywał na treningach i meczach. Gdy
wracał do domu ja udawałam, że śpię. Wtedy wydawało mi się, że
mam do tego pełne prawo. Dziś wiem, że zachowywałam się
irracjonalnie. W końcu nie tylko ja straciłam synka...
Nigdy
nie lubiłam cmentarzy. A jeszcze bardziej znielubiłam to miejsce
odkąd przychodzę do swojego synka. Zmarł cztery lata temu... W
okresie mojej ciąży wszystko było dobrze, rozwijał się
prawidłowo, był zdrowy... Oszalałam ze szczęścia, bo do jego
pełni brakowało nam dziecka. On był ze mną, wspierał, chodził
dumny jak paw, płakał ze szczęścia podczas każdego badania
USG... Jednak parę dni po porodzie pojawiły się komplikacje. Zmarł
we śnie. Śmierć łóżeczkowa... Nie mogłam się z tym pogodzić.
Wpadłam w histerię. Zamiast przyjmować do siebie ludzi, odpychałam
ich. On naprawdę się starał. Też cierpiał, ale przede mną
chciał być silny, nie chciał pokazywać słabości... Parę razy
widziałam go jak płakał. Jednak nie robił tego przy mnie. Robił
to w nocy. Siedział po ciemku w salonie. Mogłam wtedy pokazać mu,
że wiem, że rozumiem, że on też cierpi. Nie zrobiłam tego, czego
ogromnie żałuję. Jestem pewna, że gdyby nie moja duma nadal
bylibyśmy razem. Pewnego dnia nie wytrzymał. Powiedzieliśmy sobie
parę ostrych słów, po których on złapał za walizkę, zabrał
wszystkie swoje rzeczy i wyprowadził się. Od tego momentu go nie
widziałam, nie miałam z nim żadnego kontaktu. Wiedziałam, co
nieco z telewizji i Internetu. Między innymi to, że ułożył sobie
życie. Teraz ma żonę i niedługo zostanie ojcem...
Na cmentarzu również się
nie widywaliśmy. Przychodziliśmy tak, żeby nie spotkać się ze
sobą. Jednego nie mogłam przeboleć. Tego, że mimo upływu lat
nadal go kocham... Kciukiem otarłam łzy i
otrząsnęłam się ze wspomnień. Zmierzałam właśnie w kierunku
grobu mojego synka. Dziś, w czwartą rocznicę jego śmierci. W
dłoni trzymałam znicz z małym aniołkiem. Nie mogłam pogodzić
się z jego stratą. Miałam nadzieję, że będę sama tak jak
zawsze. Po prostu chciałam zapalić znicz, pomodlić się, a później
usiąść na ławeczce i porozmawiać z nim jak to miałam w
zwyczaju. Jednak przy grobie ktoś już stał...
Co
roku to samo uczucie...Wpatrując się w tablicę nagrobną mojego
synka wszystko wraca do mnie ze zdwojoną siłą. Zastanawiam się,
co zrobiliśmy źle, że nagle wszystko się posypało. Na początku
obwiniałem o to Patrycję, wszystko zwalałem na nią. Miałem jej
za złe, że tak się zachowywała. Odpychała mnie od siebie, nie
chciała rozmawiać. Wolała sama uporać się z tą tragedią, choć
nie dawała sobie rady. Wiedziałem o tym doskonale. Próbowałem jej
pomóc, dogadać się, ale wszystkie moje próby na nic się zdały.
Ja również bardzo mocno przeżywałem to wszystko, jednak przy niej
nie okazywałem swoich słabości. Nagromadzone emocje tłumiłem w
sobie, aby później wyładować je podczas treningów i meczów.
Może w tym momencie popełniłem błąd. Może powinienem pokazać
jej, że ja również cierpię. Może wtedy byłoby inaczej... Jednak
nie zrobiłem tego. Po paru poważniejszych kłótniach, ostrych
słowach nie wytrzymałem. Spakowałem swoje rzeczy i wyprowadziłem
się. Od tamtego czasu nie mieliśmy kontaktu. Ja po dwóch latach
otrząsnąłem się z przeżytej tragedii, znalazłem kobietę, którą
pokochałem całym sercem. Wzięliśmy ślub, a niedługo zostaniemy
rodzicami. Po stracie małego na początku ciąży mojej żony bałem
się, że historia się powtórzy, ale wybiła mi to z głowy.
Oczywiście wiedziała o wszystkim i podnosiła na duchu. Z chęcią
razem ze mną odwiedzała cmentarz, bowiem doskonale zdawała sobie
sprawę z tego ile to dla mnie znaczy...
Nie miałem pojęcia, co
stało się z Patrycją. Może podobnie jak ja ułożyła sobie
życie? Życzyłem jej tego z całego serca, ponieważ zasługiwała
na szczęście. Należało się jej od życia po tym, co przeszła.
Kilka razy myślałem o tym jak potoczyłyby się sprawy, gdybyśmy
wspólnie się podnieśli. Miałem w głowie jeden scenariusz.
Jesteśmy razem, bierzemy ślub i staramy się o kolejne dziecko i
jakoś funkcjonujemy. Jednak tak się nie stało, a ja wziąłem się
w garść. Teraz, w czwartą rocznicę
śmierci naszego synka stoję przed jego grobem i modlę się. I
proszę o to, żeby zaopiekował się swoją mamą i miał na nią
oko. Kiedy skończyłem dałem wygnał Oli, że czas już
iść...Odwróciłem głowę i odebrało mi mowę. Patrycja...
Myślałam,
że mam zwidy. To przecież niemożliwe. Od czterech lat nie
spotkaliśmy się na cmentarzu, więc dlaczego dziś? Przełknęłam
ślinę i ruszyłam w ich stronę. Jego żona wyglądała kwitnąco w
zaawansowanej ciąży, on również prezentował się niczego sobie.
Gdy spoglądałam na niego wszystkie wspomnienia odżyły, a chwile
spędzone razem stały się wyraźniejsze. Próbowałam się od tego
uwolnić, ale nie potrafiłam.
- Cześć... - powiedziałam
niepewnie uciekając wzrokiem.
- Hej - odpowiedział. - To
moja żona Ola, a to Patrycja - Przedstawił nas sobie. Lekko
uśmiechnęłam się do jego wybranki życiowej jednocześnie myśląc,
że ma ogromnego farta. Ja straciłam go przez własną głupotę i
próżność. Odwzajemniła gest.
- Piotrek, ja zaczekam w
samochodzie - odezwała się i odeszła.
- Widzę, że u ciebie
wszystko w porządku - zagadnęłam. - Za ile miesięcy zostaniecie
rodzicami?
- Za dwa - na jego usta
wpłynął uśmiech. - A ty? Ułożyłaś sobie życie? Jesteś z
kimś?
- Nie... - westchnęłam. - Nie
mam siły. Boję się, że historia się powtórzy.
- Patrycja nie możesz tak
myśleć... Musisz wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Zasługujesz
na szczęście jak mało kto, naprawdę.
- Dzięki, że tak mówisz,
ale nie jestem w stanie. Ciągle przed oczami stają mi wydarzenia z
przeszłości, a dziś... - zaczęłam, jednak nie skończyłam. Z
moich oczu poleciały łzy. Nie chciałam tego. - Przepraszam. Wiem,
że nie lubisz jak płaczę.
- Daj spokój - delikatnie
objął mnie ramieniem. - Jak sobie radzisz?
- Jakoś. Niekiedy jest
lepiej, niekiedy gorzej. Cieszę się, że ty ułożyłeś sobie
życie z kobietą, która na ciebie zasługuje. Z biegiem czasu
zdałam sobie sprawę z tego, że ja nią nie byłam.
- Patrycja, wiemy jak było.
I proszę cię, nie wracajmy do tego. To było dawno. Łączą nas
wspomnienia i...
- Byłam taka głupia -
jęknęłam.- Pewnie nie wiesz, że ja wiedziałam o tym, że
cierpisz. Widziałam jak płaczesz po nocach, nie chcąc bym to
zauważyła. Teraz wiem, że ja zachowywałam się jak skończona
idiotka, podczas gdy ty również cierpiałeś. Nie doceniłam tego,
a teraz żałuję. Jednak nie cofnę tego...
- Nie miałem pojęcia -
powiedział uśmiechając się smutno. - Ale masz rację. Nie cofniemy
tego. Musimy nauczyć się z tym żyć. Ja czynię kroki w tym
kierunku. Mam nadzieję, że ty zrobisz to samo. A teraz cię
zostawiam, bo chyba chcesz pobyć sama z naszym synkiem.
- Tak, masz rację.
- Powodzenia Patrycja. Zawsze
będę o tobie pamiętać - rzucił i poszedł sobie.
Patrzyłam na jego sylwetkę,
która z każdą minutą stawała się coraz odleglejsza i mniejsza.
- Powodzenia Piotrek. Zawsze
będę cię kochać...
****
Witam ;*
Dwa tygodnie przerwy i czas na publikację historii drugiej :D Myślę, że jak wszystko dobrze pójdzie to właśnie nowe będą pojawiały się w takim odstępie czasowym. Pasuje Wam? ;)
Wiem, że znów smutna. Postaram się, żeby kolejna zakończyła się inaczej, lepiej :D
Naprawdę mam w głowie masę pomysłów na takie i takie, więc nie pozostaje nic innego jak tworzyć :D
Dziś kolejny mecz Polski z USA ;) I kolejne nerwy... Mam nadzieję, że dziś będzie wygrana za trzy punkty obfitująca jak zwykle w wielkie emocje :D Tylko z umiarem, żeby moje i Wasze serca to wytrzymały :D
Pozdrawiam ;*
Noooo kurczę, to mnie teraz zasmuciłaś... Z jednej strony faktycznie ciężko się żyło z Patrycją, ale z drugiej... Co by się nie działo, jeśli to było prawdziwe uczucie, powinien próbować do niej dotrzeć.
OdpowiedzUsuńTak czy inaczej tyle smutku, chcę coś radosnego.
Nowość u mnie. Serdecznie zapraszam. ;-)
OdpowiedzUsuńhttp://true-love-changes-everything.blogspot.com/
Takie uczucia chyba faktycznie zostają na zawsze, ale nie zostają w niezmienionej formie. I to naprawdę jest możliwe, żeby Patrycja kochała Piotrka, ale jednocześnie potrafiła równie silnym uczuciem obdarzyć kogoś innego. Kogoś, kto nie będzie tylko ojcem jej dziecka, któremu nie było pisane żyć dłużej niż kilka dni i kogoś, z kim być może stworzy rodzinę, prawdziwą, kochającą się rodzinę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
[kignaczak]
Jejku, Olka, naszło cię na smucenie mnie :( Ja naprawdę się tu wzruszam i przeżywam i ogarnia mnie potem nostalgia...
OdpowiedzUsuńNie wyszło Patrycji i Piotrkowi. A mogło. Czasem życie nie toczy się po naszej myśli. Byliby ze sobą szczęśliwi. Pit sobie szybciej z tym poradził, a Pati wciąż go kocha. Szkoda, że nie może go odzyskać. Biedne dzieciątko :(
Pozdrawiam